Po 4 dniach jesteśmy mądrzejsi o...

Wiemy już czego nie zabierzemy w dalszą drogę.
Roweru Leonka bo z całej w tej chwili 180 km trasy zrobił 32 km i chwała mu za to, ale Roma holując rowerek nie może wziąć ze sobą dodatkowego bagażu. Sam Leon ma tyle wrażeń na postojach, że nie potrzebuje dodatkowego stymulowania w postaci roweru - teraz to wiemy :) Nie weźmiemy dla każdego osobnego szamponu czy innego kosmetyku w sumie zrobiło się tego ze 2 litry zamiast 1 butelki uniwersalnej 300 ml, tylu rzeczy to znaczy bluzek, bo ja od początku codziennie swoją piorę w jeziorze i ubieram na drugi dzień. Tylu ciepłych rzeczy bo są niepotrzebne. Nie zabiorę całej mapy książkowej tylko interesujące mnie strony. Nie będę brał 10 litrów wody na drogę bo w każdej miejscowości można ją kupić i to jest przyjemna odmiana w podróży i możliwość, jeśli ktoś to lubi, nawiązania nowych znajomości. Tylu części zapasowych choć tu się waham.
Czego wezmę więcej? Światełek do rowerów bo się psują w najmniej oczekiwanych momentach. Podzielę mapę na wielkość która zmieści się do mojej sakwy na kierownicy i ją zalaminuję. Szczegółowa mapa rzecz niezbędna. Często pomimo dobrego w mojej ocenie przygotowania czyli przejazdu samochodem wcześniej całej trasy zdarzało nam się zmieniać jej przebieg wtedy dobrze mieć taką mapę.
Przygotuję się na zmiany planów czyli np. zmiana pogody, czy trudności trasy spowodowało, że nie spaliśmy w ani jednym miejscu tak jak wcześniej przewidywaliśmy - to jest w tym najfajniejsze!
Policzę trasę szutrową / polną jako 2 razy bardziej wymagającą niż asfaltową. Czyli zamiast 50 km zrobię 25 km.
Wcześniej rano wyjadę aby w południe robić dłuższe ze względu na dzieci przerwy. Daje im to czas na regenerację, a najmłodszym szansę na spalenie nadmiaru energii.
Zainwestuję w bardziej profesjonalne sakwy wodoodporne, worki brezentowe na karimaty również wodoodporne choć worki foliowe nie są złe tyle, że po 3 dniach najczęściej nie nadają się do użytku.
To tyle "mądrości" na dzisiaj.
Wczoraj zrobiliśmy wypad do Mściszewic odwiedziliśmy rodziców chrzestnych Romki 9 km trasy. Dziś jesteśmy u moich braci w Tuchlinie nieopodal miejsca z którego wypływa Słupia. Jedna z niewielu polskich rzek które wpadają bezpośrednio do morza i w początkowym swym biegu płynącej na południe.
Jutro 44 km do Szarłaty pod Kartuzami przez Sierakowice, Paczewo, Sianowo i Prokowo.
Najstarsze dzieci nie pamiętam czy o tym już pisałem, jak zobaczyłem, że mają większe rezerwy sił, dostały więcej bagażu. Dzięki temu łatwiej dostosowują rytm jazdy do młodszego rodzeństwa.
Rozalia pojedzie jutro, ze względu na rękę, samochodem z moim bratem Staśkiem i przy okazji zabiorą nasze bagaże. W ten sposób najtrudniejszy w naszej ocenie odcinek trasy będzie trochę łatwiejszy. Mamy również w planie odwiedzić jutro w Sierakowicach swoich krewnych.

Jutro 7 kilometrów pojutrze 44

Jutro jedziemy do moich braci do wujka Staśka od koników i wujka Ryśka od TIR-a. Nasze dzieci ich uwielbiają. Przestajemy się liczyć dla 2 najmłodszych jako rodzice na czas pobytu u nich.
Dziś cieszymy się wspólnym oglądaniem zdjęć z Edyty (siostra Romy) i Mateusza wesela. Są naprawdę profesjonalne i piękne. Zachwyciłem się nimi.

Wizyta u lekarza, standardy obsługi i dzień wolny

Dziś nadrabiam zaległości blogowe. Dziećmi zajmują się dziadkowie, zresztą mają tu swoich rówieśników - dzieci brata Romy - z którymi super się dogadują i bawią.
Rano Rozalka pokazała nam swoją opuchniętą rękę wyraźnie cieplejszą. Po godzinie byliśmy w przychodni w Sierakowicach. Piękny nowy ośrodek. Podchodzę do Pani w okienku i mówię chcę zrobić prześwietlenie ręki. 115-116 drugie drzwi na lewo słyszę odpowiedź. W połowie drogi na piętro myślę, przecież potrzebuję skierowanie. Zaprowadziłem Rozalię przed pokój RTG i wróciłem do recepcji. Tak można odpłatnie bezpośrednio u Pani od RTG. A jak bezpłatnie? Najpierw skierowanie od lekarza ogólnego. To poproszę - odpowiadam. Sprawdzę czy jest ktoś wolny mówi Pani recepcjonistka. Pytam a ile to kosztuje. Po 2 minutach sprawdzania odpowiada 30 zł. Dobrze idę bezpośrednio do Pani od RTG. Bardzo uprzejma i profesjonalna Pani zaprosiła Rozalkę po 2 minutach pokazała mi zdjęcie. Diagnoza którą miał potwierdzić chirurg pęknięta kość nadgarstka lewej ręki. Po 5 minutach z płytką CD poszliśmy znowu do rejestracji. Chcemy się zapisać do chirurga. Proszę pójść do dr Czerwonki czy was przyjmie. Spojrzałem na telefon. Pani od razu dodała musi iść Pan osobiście.
Standardy widzę w nowym pięknym ośrodku są bardzo zróżnicowane. Od super uprzejmej Pani od RTG i super lekarza po standard przyjęcia który psuje wszystko. Pani w recepcji musi się jeszcze dużo uczyć. Jestem handlowcem i mnie takie rzeczy, traktowanie klienta jak zło konieczne po prostu irytują.
U dr Czerwonki uświadomiłem sobie, że moja mama się u niego leczyła. Powiedziałem mu o tym a on powiedział Pranczk z Tuchlina? Małgosia. Smutna sprawa. Tak odpowiedziałem to już prawie rok jak mama odeszła. Zaprowadził nas do pokoju pielęgniarek sam nałożył pierwszą warstwę opatrunku a siostra dokończyła. Rozalka ma tzw. szynę gipsową. Dla niej podróż się zakończyła. Nie, nie zakończyła zmieniła w trochę inną, ale o tym już wkrótce.

II upadek i niesamowita nocna jazada

Tym razem Maria w drodze pomiędzy Grzybowem a Lipuszem. Zjazd z góry piaszczysta droga. Jechała powoli i całe szczęście. Przestraszyła się bardziej niż jej się cokolwiek stało. Opłukała się z piasku wsiadła na rower i pojechała. Nocny przejazd z Lipusza do Podjaz zostanie nam w pamięci do końca życia. Puste ulice doskonała pogoda na rowery i tylko my we czwórkę (3ka najmłodszych była już bezpieczna w domu) pedałujący z całej siły. Nie mieliśmy w planie dotrzeć na miejsce. Dzieciaki w Lipuszu zobaczyły znak 16 km do Sulęczyna i podjęliśmy decyzję jedziemy do samego końca. Leon zrobił na całej trasie samodzielnie 32 km, pierwszego i 3 dnia. Wiemy już, że jego rowerek zostanie na Kaszubach. Mamy za mało sił aby pozwolić sobie na luksus ciągnięcia dodatkowego bagażu.

Przekazywanie doświadczeń

Dojechaliśmy do Wdzydz Kiszewskich. Zatrzymaliśmy się obok muzeum wsi kaszubskiej w restauracji/gospodzie. Ostatni raz byliśmy tam z 7 lat temu. W poniedziałki nieczynne.
To co zobaczyliśmy z za ogrodzenia: dodano kilka nowych budowli zmieniono usytuowanie głównego wejścia.
Zjedliśmy dobry obiad zeszło z nas ciśnienie w związku z wywrotką Rozalki. Zdrzemnęliśmy się na ławkach. Rozalia zasnęła. Najmłodsi bawili się na placu zabaw.
Roma spojrzała na mnie a ja powiedziałem głośno. Dlaczego nie możemy przekazać dzieciom swoich złych doświadczeń? Dlaczego one muszą przeżyć to same aby zrozumieć gdzie jest granica? Co bym dał aby im tego oszczędzić.  Tylko czy wtedy dojrzeją, czy będą mogły być dobrymi ludźmi? To pytanie na które  nie znaleźliśmy odpowiedzi. Takie jest życie.
Przyszła burza. Dużo mamy szczęścia co do pogody. Pada wtedy gdy jesteśmy do tego przygotowani albo szczęśliwie mamy pauzę. Ruszyliśmy w dalszą drogę.

I upadek

Z Wiela planowaliśmy dojechać do Lipusza przez Wdzydze Tucholskie i Kiszewskie, Wąglikowice i Grzybowo.
Rano przyszła burza więc obóz zwinęliśmy około 12. Pewnie zostalibyśmy na trochę dłużej ale pani najwyraźniej urzędniczka odpowiedzialna za wielewską plażę poprosiła abyśmy się spakowali bo jej szef się "wścieknie". Wytłumaczyłem jej, że dzień wcześniej dotarliśmy późno do Wiela i nie mieliśmy szans i wiedzy gdzie szukać pól namiotowych. Pod tym względem na całej naszej trasie jest podobnie. Informacja prawie nie istnieje. Szkoda bo super miejsc jak to w Cekcynie czy w Wielu jest naprawdę dużo.
Dzieciakom czy to ze względu na pogodę czy dłuższy postój apetyty dopisywały. Zestresowałem się trochę panią urzędniczką i dostało się wszystkim za opieszałość. W trybie przyśpieszonym musiały nabierać nowych umiejętności logistyki pakowania co dotychczas było moim dobrowolnie na siebie przyjętym obowiązkiem.
Ciekawostką jest, że wyjazdy z miejscowości jakie przyszło nam odwiedzać są nie lada wyzwaniem bo zawsze pod górę. Wyjazd z Wiela na Kościerzynę taki właśnie jest. 2 prawie cały czas pod górę.
Rozalia z Brunonem szybko wysforowali się na czoło. Głośno przypominałem trzymajcie od siebie odpowiednią odległość.
Kilka kilometrów przed Wdzydzami stało się.
Rozalia jadąc z góry z dużą prędkością przestraszyła się nadjeżdżającego samochodu i zamiast hamować zjechała na pobocze wywróciła się a rower na nią. Dotarłem do niej po 1-2 minutach zobaczyłem jej wykrzywioną nogę jej pobladłą twarz z najczarniejszymi myślami kołatającymi się w głowie. Zabezpieczyłem swój rower i przyczepkę zdjąłem z fotelika Leona i podniosłem rower Rozalki. Noga była cała. Zero zadrapań upadła na miękką ściółkę. Krzyczała z bólu i płakała. Bolała ją lewa ręka w nadgarstku. Poprosiłem aby nią poruszała. Nie słuchała. Dotarła Roma i Marysia. Po 20 minutach i polewaniu zimną wodą wsiadła na rower i pojechała w dalszą trasę... cdn

Świat jest mały

Dzieci zobowiązały mnie do napisania o spotkaniu. Mam dylemat jak daleko w relacjach z naszej wyprawy się posuwać. Doszedłem do wniosku, że jeśli już podjąłem się sprawy to muszę się liczyć z takimi właśnie rozterkami.
Spotkaliśmy w Fojutowie Państwa Polackich byłego wychowawcę Brunona z żoną. To naprawdę super niespodzianka, bardzo ważna sprawa dla mojego najstarszego synka :) Bardzo serdecznie jeszcze raz pozdrawiamy!

Gratulacje

Dla Magdy, Sebastiana i Maksia, mamy nowego małego przyjaciela. Aleksander urodził się dziś. Dzięki Sebastian za telefon. Magda jesteś wielka kochamy Ciebie :)

Dotarliśmy! W 3 dni 157 kilometrów

Z przygodami o których opowiem jutro cali i zdrowi dotarliśmy do rodzinnego domu Romki. Mój teść kocham go za to przyjechał po 2 najmłodszych a następnie po Marysię 12 km przed celem podróży. Dziękujemy tato  :)

Lasy Lothlorien miłośnicy Władcy Pierścieni wiedzą co mam na myśli. Czekaliśmy aż elfy po nas przyjdą a Galadriela przyjmie w swoim pałacu.


Leon w Grzybowie


Szczęśliwi chłopcy jadą do dziadków


Jedno jezdniowa trasa Lipusz Sulęczyno




Mamy 700 wejść

Coraz więcej osób nam kibicuje. Przepraszamy wszystkich przyjaciół którzy do nas dzwonią za utrudniony kontakt. Między innymi po to powstał ten blog. Oszczędzamy energię i ogarniamy naszą 5tkę, na inne rzeczy niewiele czasu pozostaje. Z pewnością będziemy mieć o czym opowiadać po powrocie :)
Dziś Ci którzy życzliwie podawali nam numer telefonu na wszelki wypadek, kibicują równie mocno jak pozostali.
Pięknie dziękujemy za wszystkie dobre słowa do jutra idę spać.

Kaszubska przyjaciółka

Spotkaliśmy się z naszą przyjaciółką Alicją nieopodal Czerska. Kochamy Ciebie udało mam się dojechać do Wiela 5km od Wdzydz Tucholskich jeśli dobrze pamiętam. Obozujemy na miejskiej plaży niepodal wejścia do kalwarii. Tu zaczyna się nasz dom, kaszubski dom. 56km czyli łacznie 107km. Dziś ja miałem kryzys. Jutro teoretycznie najgorszy dzień jeśli chodzi o zakwasy.

75 km akwedukt w Fojutowie

Ponad 160 lat temu wybudowano największy w Polsce akwedukt nawadniający łąki. Kanał Brdy10 metrów ponad strugą. Wykąpaliśmy się i zaliczyliśmy pierwszy deszcz.

Ognisko...

Tak mało potrzeba aby dzieci uważały nas za bogów :)

Pierwsze 50 kilometrów o 7 więcej niż pierwotnie zakładaliśmy.

Jeśli jutro pójdzie nam równie dobrze to dotrzemy do Wdzydz. Zmodyfikowaliśmy lekko trasę aby ominąć Dziemiany. Droga krajowa nie jest bezpieczna dla rowerzystów. Cekcyn, jezioro kąpiel jak za dawnych lat. Bardzo się cieszę, że najmłodsi podchwycili bakcyla. Nikt nie narzeka są szczęśliwi choć Marysia która teraz jest najbardziej aktywna miała kryzys. Jestem zadowolony i wykończony. Czekam pilnując namiotów na powrót pozostałych z wieczornej kąpieli. Zrobimy ognisko. Na zdjęciach nasze obozowisko i rowery.

Orzeźwienie

2 godziny nad jeziorem równa się zachwycone dzieci.

Wyruszliśmy!

Wyjechaliśmy z małym opóźnieniem. Żegnała nas prawie cała ulica. Mamy super sąsiadów! 25km za nami. Odpoczywamy nieopodal Świekatowa nad jeziorem.

Niespełna 11 godzin

Zrobiło się nerwowo. Jeszcze tylko niespełna 11 godzin do wyjazdu. Przejechaliśmy kilka kilometrów w nocy wzbudzając życzliwe uśmiechy sąsiadów :) Jeszcze jutro rano naprawię niepalącą się lampkę w Romy rowerze i ruszamy po swoją wielką przygodę. Zgodnie z planem o 9:00 Obiecuję sobie nie krzyczeć i nie unosić się na swoje dzieci... Leon ma specjalne życzenia. Chce zjeść rogaliki.
Ostatecznie zdecydowaliśmy, zabieramy rower Leona.
Zjemy wspólnie śniadanie, jajecznicę na boczku ze świeżym chlebem i pomidorami. Napiję się swojej ulubionej kawy dzieci będą zadawać setki pytań. Czuję, że żyję!

Wątpliwości

Dzisiaj kolejne 16 km po piaszczystych drogach. Oboje z Romką zastanawiamy się czy brać rower Leona. Czy nie lepiej byłoby go od razu wpakować do wózka i tym sposobem logiczniej podzielić się bagażami, nie być narażonym na jego dyspozycyjność oraz chęci do pedałowania. Udaje nam się jak dotychczas rozładowywać kryzysy i Leon pokonuje kolejne kilometry. Wczoraj przez rozmowę o filmie, a dziś przez to, że był pierwszy i mógł prowadzić. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby Leon siedział cały dzień w przyczepce lub foteliku. Nie z jego temperamentem!
Mamy kilka dni na podjęcie ostatecznej decyzji. 3 najstarszych dzieci osiągnęła już oczekiwany poziom kondycji. Radzą sobie doskonale. Jesteśmy z nich bardzo dumni :)

Planowany czas wyjazdu 28 lipca godzina 9:00 do pokonania 45 km trasy.

Pozostało nam się tylko spakować...

Dlaczego. Motywacje pozostalych członków wyprawy.

Leon lat 6. Dlaczego chcesz jechać rowerem na Kaszuby? Bo lubię jeździć rowerem :)
Marysia lat 10 chcę zobaczyć ciocię i chcę zobaczyć jak to jest.
Rozalia lat 14 chcę jechać rowerem na Kaszuby żeby zintegrować sie z moją rodziną, zdobyć doświadczenie, wzbogacić pamiętnik.
Brunon lat 13, jadę bo to fajna przygoda jest i tyle.
Edmund lat 3, na obrazku poniżej, chce zobaczyć koniki wujka Staśka.
Roma mama :) jadę bo chcę to zrobić razem, spędzić wspólnie wakacje, rozbijać obóz gdzieś po drodze.

Opinie

Rodzina i przyjaciele podzielili się na dwa mniej  więcej równe obozy. Na tych co mówią super, ale wyzwanie, świetny pomysł, będzie ciężko, ale jaka satysfakcja! Druga część spogląda znacząco, zawiesza głos i troskliwie pyta czy mamy do nich telefon i abyśmy się nie bali do nich dzwonić o każdej porze dnia i nocy...

Bank energii czy panele słoneczne?

A może jedno i drugie? Abym mógł być z Wami w kontakcie będę potrzebował dużo energii a tego mi w moim smartfonie zawsze brakuje. Długo "chodziłem" i poszukiwałem dobrych rozwiązań. I oczywiście po raz kolejny znalazł się doświadczony podróżnik który podsunął rozwiązanie (dzięki Robert). Panele słoneczne są mało wydajne i zawodne. Dlatego postawiłem na "bank energii" 12000mA Wystarczy mi na 3-4 ładowania plus akumulator 5000mA z panelem słonecznym. W internecie można znaleźć niezliczone oferty. Pierwszy w cenie z dostawą 154 zł drugi z dostawą do domu 116zł. W zeszłym roku podobne urządzenia o mniejszej pojemności kosztowały więcej.
Technologia rozwija się bardzo szybko. Prowadzenie handlu takimi rzeczami wymaga szybkości i ciągłego odnawiania oferty. Duże firmy mają z tym kłopot. Nawet  wydawałoby się taki specjalista jak Media Markt jest w tyle za internetem.

Sprzęt, co zabrać dodatkowo w podróż.

Mądrzejsi i bardziej doświadczeni od nas kolarze sugerują na swoich blogach jakiego sprzętu i jakich części zamiennych nie powinno nam w bagażniku podręcznym zabraknąć. Ja dodam od siebie, że w przypadku jazdy z dzieciakami trzeba koniecznie zabrać ze sobą linki i pancerzyki do zmiany biegów i hamulców. Bardzo często te właśnie części ulegają zepsuciu. Zestaw kluczy 6, 8, 9, 10, 12, 13, 14, 15, 17, 19 plus klucz francuski i do szprych, szczypce, śrubokręty, czy imbusy, wzmocnione taśmy samoprzylepne (dużo 25 mb). Clint Eastwood w "Gran Torino" jako Walt Kowalski tłumaczył swojemu o 50 lat młodszemu koledze "za pomocą klucza z regulacją, taśmy, śrubokręta i młotka naprawisz 80 procent rzeczy w domu".
Wszystko co błyszczy, świeci nawet w dzień bardzo uatrakcyjnia przygotowania szczególnie najmłodszym pociechom.
Mamy 3 namioty. 2 po 2 i 1 dla 3 osób z Decathlonu. Karimaty samopompujące i zwykłe, jaśki, ulubione miśki, kurtki przeciwdeszczowe i od wiatru, apteczkę z dużą ilością plastrów, kamizelki odblaskowe, spiwory. Gdzie to wszystko się zmieści? W Croozer-ze for kids czyli przyczepce dla 2 maluchów plus przestrzeń załadunkowa.
Namioty wchodzą idealnie, tak jak śpiwory i wiele innych niezbędnych rzeczy. Przyczepka waży 15,4 kg, załadować do niej mogę 40 kg. 2 najmłodszych jeśli będą mieli ochotę na bezpieczną drzemkę to w nim zasną. Oprócz tego mamy 2 foteliki plus tzw. sztywny hol (dzięki Robert) dla roweru Leonka jak ten ostatni już się zmęczy. Sakwy podróżne na tylny bagażnik to standard, do tego torby na kierownicę, małe torebki na ramę i oczywiście uchwyty na butelki. Maszynka gazowa na której można grilować i gotować - luksus. 

30 km rekreacyjnie z Osielska przez Dolinę Śmierci na Fordonie...

... Bydgoszcz, Myślęcinek i upragnione łóżko w domu :) Dziś w ramach przygotowań jeśli dobrze policzyłem przekroczyliśmy 250ty kilometr w ciągu ostatniego miesiąca. Oprócz naszej siódemki pojechali z nami nasi dzielni chrześniacy Maksymilian i Franek. Najmłodsi mieli kryzys... Maria 10 latka poradziła sobie doskonale.
Leon z przejęciem opowiadał o Dolinie Śmierci pozostałym dzieciom. 1200 pomordowanych i tylko kilkudziesięciu udało się zidentyfikować. Do dziś spoczywa tam 900 bestialsko zamordowanych przez hitlerowców obywateli polskich. 
Byliśmy tam już kilka razy wcześniej. 
Poniżej kolacja z "Biedronką" i pomniki z Doliny Śmierci.

Przygotowania czyli którędy pojechać

Trasa jaką sobie wyznaczyliśmy czyli blisko 400 km, obejmuje w 90% drogi lokalne głównie jednopasmowe lub dobrze utrzymane drogi gruntowe jak np. ta wzdłuż kanału Brdy.
Zaufałem nawigatorowi googl-a wyznaczającym trasy rowerowe i pojechaliśmy wszyscy razem aby obejrzeć i dotknąć, miejsca gdzie będziemy mogli biwakować, kupić coś do jedzenia czy wykąpać się w jeziorze. W połowie trasy już wiedzieliśmy: trzeba będzie nabyć szczegółowe mapy drukowane. Polne drogi z piaskiem jak na plaży, nie nadawały sie nawet dla najbardziej przygotowanych "profesjonalnych" kolarzy którzy poszukują mocnych wrażeń, a co dopiero 2ki dorosłych  z 5ką dzieci. O samej trasie będę pisał jeszcze wielokrotnie umieszczając relacje czy zdjęcia z wyprawy.
400 km z Osielska koło Bydgoszczy przez Żołędowo, Bysław, Bory Tucholskie, Czersk, Brusy, Dziemiany, Lipusz, Sulęczyno, Podjazy, Tuchlino, Sierakowice, Sianowo, Kartuzy, Szarłatę, Somonino, Wdzydze, Karsin i powrót do Osielska. 8 noclegów w drodze pod namiotami, kilka dni na Kaszubach. 40 km dziennie czyli bez wielkiego zacięcia na bicie rekordów odległości, bardziej nastawieni na pokonywanie przestrzeni i odbieranie wrażeń. Zakładamy możliwość modyfikacji trasy jeśli czas pozwoli i nas coś szczególnie zainteresuje.

Dlaczego

Tak więc postanowione. Po "naradzie rodzinnej" nie bez oporów ze strony najstarszych dzieci w czerwcu ostatecznie zdecydowaliśmy jak spędzamy nasze wakacje. Wybieramy się na rowerach na Kaszuby.
Zdjęcie obok a właściwie kolaż to wyprawa z Ursusa do kościoła Dominikanów nad Dolinką Służewiecką w Warszawie w ubiegłym roku. Na zdjęciu nie widać naszej najmłodszej pociechy, Edmunda. Śpi w wózku rowerowym.

Od czego zacząć? Od pytania dlaczego to robimy?

Każdy z naszej "wspaniałej siódemki" ma swój powód...
Ja czyli tato, chcę nas zintegrować, pokazać cel, drogę, zbliżyć się z naszymi dzieciakami tak jak to miało miejsce ponad 7 lat temu. Weszliśmy wtedy z moją najstarszą córeczką 6,5 letnią Rozalką na górę Mojżesza na półwyspie Synaj w Egipcie. W nocy z latarką w ręku pokonała samodzielnie 700 metrów wzniesienia czyli kilka kilometrów drogi. Rózia jest z tego bardzo dumna, ja też jestem. Pamiętam jak zebrała oklaski od kilkudziesięciu uczestników tej swoistej międzynarodowej pielgrzymki. Najbardziej zaimponowała mi hartem ducha i wytrzymałością fizyczną. Była bardzo zmotywowana. Dwójka młodszych dzieci Brunon i Marysia nocowali z Romą obok klasztoru pod górą Mojżesza.
Po za tym poprostu lubię wyzwania.
Pozostali będą mogli swoje "dlaczego" dopisać jak wrócą z wakacji u babci, dziadka, cioć i wujków. To wyjatkowe i dobre, że mogą być blisko naszej rodziny. Wracają z takich wakacji mądrzejsi, pełniejsi i bardziej dorośli. Zawsze nas czyli mnie i Romkę, czymś po takim pobycie na Kaszubach zaskoczą. Zmieniają się relacje z najmłodszymi chłopkami Leonem i Edmundem a naszymi starszymi dziećmi i to jest dobre.

Polecany post

Rugia filmik z wyprawy jest już gotowy!

 Zapraszam do oglądania!

Popularne posty