Jak się jeździ na elektryku. Co sie zmienia w stosunku do zwykłego roweru trekingowego?

 Pierwsza moja myśl po tych 500 km w trasie trzeba aby ludzie podobnie jak na motorower, robili szkolenie z jazdy rowerem elektrycznym. Czasami łzy mi leciały, jak obserwowałem męczenie sie kolarza i zużywanie sprzętu z powodu złego użytkowania. Poniższe uwagi z punktu widzenia amatora kolarstwa trekingowego 😀

Najczęstsze błędy to ruszanie z wysokiego biegu i na dużym wspomaganiu. To niebezpieczne dla zdrowia (rower ruszy gwałtownie) i ogromne przeciążenia na łańcuch i zębatki. Najlepiej ruszać na najsłabszym wspomaganiu (lub bez) i dodawać mocy i zmieniać przełożenia, jak juz usadowimy się na rowerze. Podjazd pod górkę redukcja biegu, a nie tylko zmiana siły wspomagania. Nie żyłujemy samochodu z manualną skrzynią biegów na najwyższym biegu jadąc pod górę z 7% nachyleniem. To niezdrowe dla roweru również. Możemy stanąć w połowie góry bo nie starczy mocy! O zużyciu napędu niewspominając...

Podsumowując bardzo rozsądnie ruszamy z największym przełożeniem (niski bieg) i małym wspomaganiem, żeby uniknąć niekontrolowanych ruchów roweru. Wspomaganie zwykle kończy się ułamek sekundy po zaprzestaniu nacisku na pedał. Może to spowodować przejechanie dodatkowych kilkunastu cm i uderzenie w przeszkodę.

Co zmienia elektryk w życiu kolaża? D..pa boli tak samo, tak samo jesteś zjechany (zmęczony), odbierasz świat podobnie 😀 

Jakie różnice? Nie masz naderwanych (mikropęknięć) mięśni bo nie masz potrzeby naciskać ile bozia dała w nogach. Nie ma się zakwasów, ale to też zasługa wytrenowania. Czy robie istotnie więcej km? Raczej nie, ze względu na większe obciążenie bagażami, żeby odciążyć Romę. Gdyby nie to, robiłbym z 30% dłuższe odcinki. Dziś zrobiliśmy 80 km i spokojnie mógłbym pojechać jeszcze 20 km. Bateri bez przyczepki starcza na 150-200 km przy moim stylu jazdy i przewyższeniach do 400 metrów. Z przyczepką to max 100 km i przewyższenia mniej niż 400 metrów. Czyli zasięg ok, nie potrzebuję przy naszym zwiedzająco, konsumpcyjnym podróżowaniu większego.

Poniżej kolejny wycieczkowiec widziany z promu w Warnemunde czyli okno na świat dla Rostocku


Pralnia kempingowa.




Roma jak Jean-Claude Van Damme i Chuck Norris

 Zobaczyłem jak Roma zaskakuje z roweru i robi przewrót do przodu, a rower upada tuż za nią. Nawet nie wiem czy o tym pisać, bo komentarzy się spodziewam wysoce nieprzychylnych, lub drwiących. Teraz też się z tego śmieję... przez łzy.

Dziś rano tuż po tym jak ruszyliśmy po mokrej jeszcze ścieżce przednie koło Romy roweru uśliznęło sie na uskoku krawędzi asfaltowej i trawy. Akrobatyczny wyczyn Najlepszej z żon uchronił ją przed poważną kontuzją. Wstała otrzepała się z trawy, a mnie serce na nowo zaczęło bić.

Nic już nie chcę więcej pisać w tej sprawie.

Za nami 40 km. Jest plan na jeszcze 39 km. Zobaczymy jak pójdzie. Rano prawdopodobieństwo wystąpienia opadów wynosiło 74%. Nic nie spadło z nieba na szczęście, a nawet więcej wyszło słoneczko i przebraliśmy sie w luźniejsze stroje. Droga powrotna jest równie sympatyczna jak ta do Lubeki. 





Stada dzikich gęsi i żurawi




Dzień w skrócie. Lubeka zdobyta!

 Lubeka zdobyta! Jutro rozpoczynamy podróż powrotną. W Travemunde przeprawiliśmy się promem, żeby po kilku kilometrach wsiąść do autobusu przewożącego rowery pod zatoką... Nie mieliśmy pojęcia co i jak. Życzliwi ludzie pomogli.

3 razy zmokliśmy, żeby po 20 minutach zdejmować sztormiaki bo było za gorąco.





Odnaleźliśmy dom Guntera Grasa laureata Nagrody Nobla i nam szczególnie bliskiego ze względu na powieść "Blaszany bębenek" opowiadający o chłopcu który nie chciał dorosnąć mieszkającym w Gdańsku w czasie II WŚ.
Zobaczyliśmy też dom Willego Branda kanclerza Niemiec który 1970 przyjechał do Polski i wykonał ważny gest dla nas Polaków, za który go pamiętamy.
Zobaczyliśmy też dom Budenbroków, bohaterów powieści Tomasza Manna którego swego czasu czytałem z wypiekami na twarzy. Chyba najbardziej utkwiła mi w pamięci jego "Czarodziejska góra" i "Józef i jego bracia"






114 letni żaglowiec transportowy

 Fascynująca historia pięknego żaglowca.

Passat został zwodowany w 1911 roku jako jeden z legendarnych „Latających P-Linerów” i pływał dookoła świata do 1957 roku. Passat opłynął Przylądek Horn 39 razy. Dziś ten czteromasztowy bark Passat jest symbolem Travemünde, statkiem-muzeum i popularnym miejscem organizacji imprez.

Więcej na: Passat









Kościół

 Lubię klimat starych kościołów. Niczym nie zmącona wiara w jednego, nieomylnego Boga, który może wszystko. Spokój, pewność czynienia dobra, zasady ułatwiające życie, lub czyniące je znośnym. To może działać jak lek, może pomagać ludziom 😀

Nie nawiązuję do historii kościoła jako instytucji. Zafascynowały mnie motywację ludzi budujących te ogromne gotyckie świątynie, które podczas II WŚ były niszczone a następnie pieczołowicie odbudowywane. Dziś zwykle nie spełniają już swojej pierwotnej roli. Zamienione na sale koncertowe lub teatry, wciąż z przesłaniem i nawiązaniem do przeszłości. To chyba specyfika Niemiec wschodnich? Nie odbierałem tak kościołów w byłym RFN. Wyobrażacie sobie w Polskim kościele wystawę tematyczną w której pojawiają się zdjęcia z Jedwabne lub wypędzonych Niemców z ich własnych domów na Kaszubach czy Śląsku? Złożoną mamy historię i nie taką oczywistą jakby się wydawać mogło, szczególnie w dzisiejszych czasach.


To zdjęcie 15 latka z Ukrainy i jego mamy. Nie mylić z sowieckim żołnierzem.


Roztrzaskane dzwony w wyniku upadku z wieży podczas bombardowania w 1942 roku.










Cerkiew przyklejona do kościoła Św Katarzyny. Czy można to wprost łączyć z wpływami Rosji w Niemczech?










Polecany post

Rugia filmik z wyprawy jest już gotowy!

 Zapraszam do oglądania!

Popularne posty