Przybyliśmy, zobaczyliśmy zwyciężyliśmy. Nie było co prawda szampana ale woda gazowana tez się super sprawdza :) Leonek sam podkładał głowę do oblewania.
No tak, ale po kolei. Zaczęło się od deszczu. Nie jeszcze wcześniej zaczęło się od dobrej nocy w Neuf Breisach. Byliśmy już w tej miejscowości znanej ze swej ogromnej cytadeli wpisanej na listę UNESCO. Super kamping dla ludzi szukających spokoju (jeśli szum wody z kaskady nie przeszkadza) i blisko tego niezwykłego miasteczka. Zwinęliśmy mokry namiot zrobiliśmy zakupy i po kawie z czekoladą po wiedeńsku i sorbetem z truskawek w końcu wyruszyliśmy. Nie zapowiadało się łatwo. Tak jak przedwczoraj wiatr spowalniał nas niemiłosiernie. W którymś momencie poważnie się zastanawiałem nad pozostawieniem reszty rodziny w bezpiecznym miejscu i sprowadzeniem samochodu w pojedynkę. Po południu trochę odpuściło, lasy i wysoka kukurydza wsparły nierówną walkę z żywiołem.
Jeszcze tylko zraniona do krwi Maria, potem przebita opona w Romy rowerze i w końcu upragniony kemping :)
Jestem szczęśliwy, dzieciaki w Renie, chyba rownież. Szczęśliwy bo pokonaliśmy trasę, zobaczyliśmy tyle wspaniałych miejsc i poznaliśmy tylu ludzi. Przede wszystkim szczęśliwy bo maluchy są szczęśliwe i zdrowe nie licząc siniaków, poparzeń i zadrapań...
Na liczniku 773 czyli 59 km dziennie :)
Ryby w kanale Huningue
Jeszcze tylko 4,5 km
Dobry pomysł na kempingu gdy pada deszcz.
Kemping VAUBAN
Śluzowanie małego tankowca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz