Półprzytomni

Jesteśmy już w domu, półprzytomni ze zmęczenia ale szczęśliwi.
Mam mały projekt na piątek - 160km w jeden dzień z Osielska na Kaszuby jeśli wspaniali Panowie z Fordońskiej w Bydgoszczy naprawią mój rower :)
Trzymajcie kciuki.
Zdjęcie - rytualne i tradycyjne całowanie podłogi w salonie z synkiem Leonkiem w podziękowaniu za szczęśliwy powrót.
 

W drodze do Polski

Odwiedziliśmy Freiburg który przypomina swoją atmosferą Toruń. Miasto a w nim większość to studenci :) Super sprawa. Pozdrawiam moją byłą załogę z Torunia. Pozdrawiam również moich wspaniałych współpracowników z Bydgoszczy :)
Na wysokości Speyer jest bliźniacze muzeum lotnictwa w Sinsheim.  Było za późno na zwiedzanie, ale udało nam się zobaczyć Concorda i jego sowiecki odpowiednik. Dziwny helikopter i chyba amerykański legendarny TOMCAT ze zmienną geometrią skrzydeł. Jutro powinniśmy przekroczyć granicę :)

Dzień 13 - ty

Przybyliśmy, zobaczyliśmy zwyciężyliśmy.  Nie było co prawda szampana ale woda gazowana tez się super sprawdza :) Leonek sam podkładał głowę do oblewania. 
No tak, ale po kolei. Zaczęło się od deszczu. Nie jeszcze wcześniej zaczęło się od dobrej nocy w Neuf Breisach. Byliśmy już w tej miejscowości znanej ze swej ogromnej cytadeli wpisanej na listę UNESCO. Super kamping dla ludzi szukających spokoju (jeśli szum wody z kaskady nie przeszkadza) i blisko tego niezwykłego miasteczka. Zwinęliśmy mokry namiot zrobiliśmy zakupy i po kawie z czekoladą po wiedeńsku i sorbetem z truskawek w końcu wyruszyliśmy. Nie zapowiadało się łatwo. Tak jak przedwczoraj wiatr spowalniał nas niemiłosiernie. W którymś momencie poważnie się zastanawiałem nad pozostawieniem reszty rodziny w bezpiecznym miejscu i sprowadzeniem samochodu w pojedynkę. Po południu trochę odpuściło, lasy i wysoka kukurydza wsparły nierówną walkę z żywiołem.
Jeszcze tylko zraniona do krwi Maria, potem przebita opona w Romy rowerze i w końcu upragniony kemping :)

Jestem szczęśliwy, dzieciaki w Renie, chyba rownież. Szczęśliwy bo pokonaliśmy trasę, zobaczyliśmy tyle wspaniałych miejsc i poznaliśmy tylu ludzi. Przede wszystkim szczęśliwy bo maluchy są szczęśliwe i zdrowe nie licząc siniaków, poparzeń i zadrapań...

Na liczniku 773 czyli 59 km dziennie :)
Ryby w kanale Huningue 
Jeszcze tylko 4,5 km 
Dobry pomysł na kempingu gdy pada deszcz. 
Kemping VAUBAN
Śluzowanie małego tankowca.

Spotkania wiem był już taki tytuł ;)

Jak inaczej nazwać moment kiedy spotyka się ludzi z pasją. Niezwykłym darem do robienia czegoś co nadaje sens życiu co stanowi o jego smaku i niezwykłości. Pan Tomasz Furman nauczyciel z Inowrocławia który na rowerze zjeździł pół Europy, a w tej chwili jest tu z nami na Camping au Petit Port w drodze na chrzest wnuczki we francuskiej miejscowości Chambery odległej o 350 km... Wnuczka ma na imię Julka, mama Jagoda i mąż Julien. 3 × J :) 
Muszę Pana kiedyś zaprosić do firmy.
Poczytajcie między innymi o Panu Tomku: kliknij tutaj


Pamięć

Jedna z wiosek francuskich wyzwolona przez amerykańskich żołnierzy podczas II Wojny Światowej i miejsce pamięci poległych w I WŚ.





Niedziela więc kościół i świętowanie :)

Vieux Papes - czerwone lekkie, przypominające w smaku mołdawskie ;)
Podziwiamy nasze dzieciaki. Cały czas z energią, chętne do zabawy, po prostu nie do zdarcia. 
Świętowanie bo to  już ponad 700 km! Świętowanie bo cali i zdrowi, z dobrymi wspomnieniami, z przekonaniem, że był dobry balans jazdy do zwiedzania, zabawy i pływania. Jutro ostatni dzień na rowerach jeśli wszystko dobrze pójdzie.
Pozdrawiamy szczególnie naszą wielką rodzinę, przyjaciół z ulicy Poziomkowej i tych z Warszawy i Komorowa, szczególnie pozdrawiamy Bartka. Leonek dodaje szczególne pozdrowienia dla Franka z okazji urodzin, Marysia pozdrawia Danusię,  Edmund pozdrawia Wiktora i Franków x 3.

Dzień 11 - ty

Na zdjęciach pewnie się tego nie zobaczy. Wiało bardzo mocno. Gałęzie i liście latały dookoła. Konar w parku w Strasburgu spadł kilka metrów za Romką i dziećmi. Chwilę wcześniej tamtędy przechodziła...
W nocy tak jak w zeszłym tygodniu była burza z piorunami. Spadło dużo deszczu. Na szczęście namiot się spisał, choć i tak trudno było zasnąć.
Romka już śpi wykończona. Wzięła aspirynę. Mam nadzieję jutro będzie jej lepiej. W sumie przejechaliśmy dziś tylko 55 km, ale ze średnią 12 km/h, a nie jak zwykle 17 km/h. Dla mnie taka pogoda to pozytywne wyzwanie. Lubię takie siłowe zmagania, bardziej niż ciepło i słońce. 
W Strasburgu odwiedziliśmy instytucje europejskie: siedzibę Rady Europy, Trybunał Praw Człowieka itp. W dniu wolnym we Francji nie może się odbyć bez gry w Petanque. Podobnie jak miłość do dobrego jedzenia, dziwnych potraw ta gra jest czymś co wyróżnia i określa Francuzów. 
Na kolacje ziemniaki z mielonym mięsem i mnóstwo smakowitych słodkich deserów. Zaszaleliśmy w tę ostatnią sobotę. Pozdrawiamy serdecznie naszych przyjaciół wypoczywających w Chorwacji.

Bartek my już mamy 670 km na liczniku. Pamiętaj co obiecałeś - 800 km tak jak my w 3 tygodnie. Trzymamy kciuki :)
Siedziba Rady Europy

Dzień 9 i 10. Ponad 600 km za nami.

Biwakujemy od 16-tej. Spaliło mi prawą rękę pomimo filtra 20-tki i opalenizny ponad 10 dniowej. Słońce dziś nie daje wytchnienia. Jesteśmy dokładnie w tym samym miejscu co niespełna tydzień wcześniej. Obok nas są ci sami starsi państwo opiekujący się swoimi czarnoskórymi wnukami. W zeszłym tygodniu Pani opowiedziała mi historię swojego życia, a dziś jej mąż wiedział gdzie są Kaszuby i, że to język a nie gwara.
W podróży tylko raz spotkaliśmy się z niemiłym przyjęciem i obsługą. Pani w McDonald's miała "do szkoły pod górkę". Zresztą młoda dziewczyna raczej przyjezdna niż rodowita Niemka.
W zasadzie każdy chce pomóc, wytłumaczy jak coś działa, wskaże drogę nawet nie pytany :)


Kwiaty

Romka stwierdziła , że jesteśmy we Francji bo w miasteczkach jest więcej kwiatów. Coś w tym jest. Każde wolne miejsce ma kwietniki, doniczki, donice, wiszące,  stojące itp.

Dzień 8 - my

Pomyliliśmy drogi i ostatni kamping został za nami, a kolejny za bagatela 37 km.  Maria w płacz. Wszystkim zepsuły się humory. Albo wracamy, albo jedziemy, albo, no właśnie od czego jest wujek google. 4 km od trasy znaleźliśmy kamping "Moby Dick". Czas spać.

Muzeum drogownictwa w Germensheim i "Noc w muzeum"

Po drodze wstąpiliśmy do muzeum drogownictwa. Drogi budowane jeszcze za czasów rzymskich do dzisiaj. Walce, mosty, tunele, asfalty i betony - nie wyobrażałem sobie, że da się z tego zrobić coś interesującego dla dzieci. Da się :)
Mieliśmy też w muzeum przygodę rodem "Noc w muzeum". Dzieciaki znalazły schody. Po wejściu znaleźliśmy jeszcze jedną salę ze zdjęciami mostów. Przelecieli przez wystawę do następnych drzwi na których zaniepokoił mnie napis "verboten".  Zabronione ale co? Przeszliśmy pomimo niepokoju i stwierdzenia Romy: Tymi drzwiami nie da się wrócić. Mogę je puścić?
Nie doczekała odpowiedzi. Szybkim krokiem przechodziłem przez... dach do następnej sali gdzie zniknęli najmłodsi. Okazało się, że z następnej sali pomimo dwóch wielkich drzwi wszystko jest zamknięte. Puste muzeum - byliśmy jedynymi zwiedzającymi - i gdzieś tam daleko na parterze pan sprzedający bilety. Chwilę gorączkowo myśleliśmy rozbiegając się w różne strony. W końcu pomyślałem, jeśli dwuskrzydłowe drzwi od środka mają zasuwy to da się je otworzyć pomimo zamkniętego zamka. Wyszliśmy z Leonem, a w tym samym czasie w drugim końcu Romie pan od biletów otworzył drzwi...
Miałem wizję nocy w muzeum ;)
Poniżej "Drogi Rzymu"

Polecany post

Rugia filmik z wyprawy jest już gotowy!

 Zapraszam do oglądania!

Popularne posty