Dzień 13 Ren 2 Pierwszy upadek. Rotterdam

Leonek miał dobry dzień pomimo wiatru, słońca i wzniesień. W odróżnieniu od Marysi którą przez całą drogę trzeba było dopingować. Wracał na pagórkach aby pomóc pchać rower, opowiadał o planach wakacyjnych u wujka Staśka. Właśnie podczas takiego snucia planów pełen entuzjazmu i radości, został nagłym podmuchem wiatru, przewrócony wprost na asfalt na prostej drodze i ukruszył ząb - jedynkę. Na szczęście niewiele. Bardziej podrapał nogi i ręce oraz przebił wargi. Bał się, że będę na niego zły...
Leonku - odpowiedziałem - krzyczę w niebezpiecznych momentach aby uniknąć takich sytuacji jak ta przed chwilą. Po zdarzeniu już tylko pomagam i współczuję.
Spojrzał na mnie i wiem, że zrozumiał.
Nie pisałem o ważnym dla niego wydarzeniu. Wczoraj na kempingu, przy gospodarstwie rolnym gdzie były krowy, konie, wielbłądy,  śliczne małe nowo narodzone koźlęta, króliki, kuropatwy i całe mnóstwo innych zwierzaków,  Leon był w siódmym niebie. On kiedyś będzie rolnikiem lub weterynarzem! Powtarzał.

Nie będę pisał o owcach, może na marginesie napiszę, że w Rotterdamie się ich nie spodziewałem a jednak były! O zmęczeniu też nie bo to wiecie. O szczęściu po dotarciu na kemping też nie. O "We are the champions" śpiewanej po każdym dotarciu do wyznaczonego miejsca też nie. Szczególnie słodkie w wykonaniu najmłodszego Edmunda ;)
Napiszę o jutrzejszym dniu. Do Hoek van Holland czyli końcu naszej trasy zostało 35 km. To jak wejść na Mont Blanc. 2 tygodnie ponad 700 km trasy, ale o tym będę pisał w podsumowaniu. Był jeszcze zwodzony ogromny most, parking na tysiące rowerów przy stacji kolejowej meczet w Rotterdamie i budynki wizytówki miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Polecany post

Rugia filmik z wyprawy jest już gotowy!

 Zapraszam do oglądania!

Popularne posty